Trygve Gulbranssen -norweski pisarz. Zadebiutował powieścią „A lasy wiecznie śpiewają” w 1933 roku, którą przetłumaczono na trzydzieści języków i sprzedano w milionach egzemplarzy oraz sfilmowano.
okładkowo
Walka z naturą. Walka o miłość. Walka o szacunek. Na Północy trzeba umieć żyć! W skutej lodem dziewiętnastowiecznej Norwegii ludzie mają twarde i dumne serca. Niełatwe życie regulowane jest przez rytm przyrody i wielowiekową tradycję szanowaną ponad wszystko. Czy ktoś stamtąd może pokochać miłością gorącą i szczerą, której nie złamią wichry losu?Stary chłopski ród Björndal od lat słynie z męstwa i uporu, budząc strach i respekt pozostałych mieszkańców równiny. Zdobyte przez rodzinę bogactwo przyniosło władzę, ale sprowadziło też ludzką zawiść i zagrożenia, którym musi ona sprostać…
Czytając te książkę nie spieszymy się a delektujemy każdym słowem, zdaniem… bo ona jest jak tytułowy las nieśpieszna i głęboka (dziś już klasyk). Tu wszystko dzieje się po kolei we własnym rytmie.
Mamy opisaną wielopokoleniową codzienność zgodną ze zwyczajami i tradycją. Walkę z siłami przyrody i zachwyt nad jej pięknem. Ów brak przegadania w powieści widzimy choćby na przykładzie samych bohaterów – małomównych, milczących zazwyczaj, jakby skierowanych do wewnątrz po prostu. Ale ta obojętność jest pozorna, bo pod powierzchnią kipi jak w sumie w każdej głębi.
Tej książki nie da czytać się szybko i nie powinno, dlatego warto zarezerwować sobie na nią więcej czasu.
Jest to książka, która nie wpłynie w nas wartkim strumieniem, ale nasiąkniemy nią niczym delikatną i niemal niezauważalną mżawką… i taka w nas zostanie.