Wierny czytelnik – Max Seeck

Max Seeck – jest fińskim pisarzem (rocznik 1985). Jest autorem trzech thrillerów, jednak to „Wierny czytelnik” przyniósł mu międzynarodową sławę. Prawa do tłumaczenia kupiło około 40 państw, Amerykanie pracują nad serialem na podstawie tej książki.

okładkowo
Maria, żona popularnego pisarza Rogera Koponena, zostaje znaleziona martwa w pięknej czarnej sukni wieczorowej u szczytu pustego stołu. Na twarzy kobiety zastygł upiorny uśmiech. Dokładnie tak scenę śmierci opisał jej mąż w swojej książce. W krótkim czasie liczba ofiar rośnie.
Dochodzenie w sprawie zabójstw prowadzi aspirant Jessica Niemi. Śledztwo nabiera rozpędu, kiedy film z miejsca zbrodni pojawia się w mediach społecznościowych uważanego za zaginionego męża ofiary.

Moje nowe fińskie odkrycie czytelnicze myślę, że zasługuje na uwagę i to nie tylko przez miłośników gatunku. 
Pisarz bowiem stworzył niesamowity klimat, przez to książkę czyta się jednym tchem.

I jak to u skandynawów jest ów chłodny, niespokojny klimat, spowity aurą tajemnicy. Co prawda akcja „nie leci na łeb, na szyję” jest powolniejsza, spokojniejsza…. i bardzo wciągająca tym samym (oderwać się trudno). Do tego fabularnie zaskoczenie, goni zaskoczenie.
Informacje dostajemy poracjami i choć może to czasami działać na nerwy, to jako całościowemu odbiorowi lektury robi nadzwyczaj dobrze, zapewniam.

Całość napisana niezykle barwnie z emocjonojuącymi  dialogami.
Czekam na kolejne książki autora.

Wyd. Sonia Draga

Ostatni – Maja Lunde

Maja Lunde i jej „Historia pszczół” kilka lat temu zawojowały świat, był to jej debiut dla dorosłych czytelników. Od tego czasu jej passa pisarska trwa, czego dowodem jest najnowszy tytuł „Ostatni”.  
„Trzy plany czasowe, trzy miejsca, trzy przeplatające się i uzupełniające wzajemnie historie o ludziach i zwierzętach. I próba odpowiedzi na powracające w książkach norweskiej pisarki pytanie – czy zdążymy naprawić błędy ludzkości?”

okładkowo
Sankt Petersburg, 1881 rok. Odnalezione w Mongolii kości nowego gatunku konia trafiają do zoologa Michaiła. Ten ze zdumieniem odkrywa, że szczątki do złudzenia przypominają szkielet prehistorycznego dzikiego zwierzęcia i marzy o wyprawie badawczej na stepy mongolskie. Czy awanturnik i poszukiwacz przygód Wolff pomoże mu ziścić to pragnienie?
Mongolia, 1992 rok. Karin wraz z synem Mathiasem zmierzają do Parku Narodowego Chustajn. Kobieta dorastała w rezydencji Hermana Göringa – Carinhall, gdzie konie Przewalskiego były trzymane w niewoli. Od tamtej pory nie ustaje w staraniach, żeby sprowadzić je z Europy do Mongolii, gdzie przed laty żyły na wolności. W końcu jest tego bliska. Jaką cenę przyjdzie jej zapłacić?

Norwegia, 2064 rok. Eva wraz z córką prowadzą podupadającą rodzinną farmę. Dokoła ruiny i zgliszcza, Europa powoli się rozpada, brakuje prądu i żywności, sąsiedzi wyjechali na północ. Nastoletnia Isa błaga matkę, żeby i one uciekły. Ale Eva nie chce opuścić zwierząt, zwłaszcza dzikiej klaczy, która spodziewa się źrebaka. Na dodatek pewnego dnia do ich drzwi puka tajemnicza kobieta, która szuka noclegu. Czy Louis ściągnie na nie zgubę? 

Po rewelacyjnej „Historii pszczół” i Błękicie” kolejna książka Mai Lunde nie mogła być gorsza …
Książka świetnie trzyma poziom, zaciekawia, a przede wszystkim mocno frapuje tematyką. Zmusza nas wszystkich do myślenia. I jak to u niej bywa, znów mamy kilka linii czasowych, które spaja w całość (w tym wypadku) Koń Przewalskiego. Przez karty powieści przebija ogromna miłość do zwierząt, które próbuje się ocalić, miłość ta jest okazywaną naprawdę w różny sposób.
Oprócz problemów dotyczących ekologii, środowiska czy natury mamy też wiele typowo ludzkich spraw i problemów nad którymi pochyliła się autorka.

Lunde nie owija niczego w bawełnę powieść stawia do pionu i zmusza do refleksji, bedąc przy tym niesamowicie dopracowaną w detalach, a przede wszystkim piękną.
W dzisiejszych czasach lektura obowiązkowa. Zapraszam.

Wyd. Literackie

Insignis w 3paku na święta – „Tworzyć gry”, „Nic się nie dzieje”, „Rok pełen inspiracji”.

Ostatni dzwonek na prezenty (dlatego i z recenzjami tak się spieszymy). Podpowiadamy więc choinkowo. Poniżej z różnej tematyki kilka pomysłów książkowych w myśl zasady 🙂 dla każdego coś dobrego oraz innego.

„Tworzyć GRY” – Patryk Polewniak
Książka to skarbnica wypowiedzi, rad oraz mnóstwa wskazówek związanych z tworzeniem gier. Obok wypowiedzi programistów czy grafików znajdziemy też relacje animatorów i pisarzy. Dzięki temu możemy poznać kolejne etapy tworzenia gier. Trzy pierwsze rozdziały wprowadzają do tematu i omawiają początki programowania gier. 
W drugiej połowie mamy już garść porad m.in. na temat tego jak pisać CV czy szukać pracy. Książka na pewno przydatna dla osób, które bardzo chciałby zacząć „tworzyć gry” a nie bardzo wiedzą od czego.
Przeczytanie jej to na pewno słuszny krok. 

Wyd. Insignis
Wyd. Insignis

„Nic się nie dzieje” – Kathryn Nicolai
Zapracowane i zabiegane umysły potrzebują odpoczynku. Niezależnie od tego, czy masz problemy z zasypianiem, czy budzisz się w środku nocy i nie możesz zasnąć, czy odczuwasz niepokój za dnia – sięgnij po książkę Nic się nie dzieje.

Autorka zgodnie z zapowiedzią na okładce oddała w nasze ręce najlepszy sposób na zaśniecie, czyli zbiór współczesnych ale ponadczasowych opowiadań na dobranoc i to dla dorosłego czytelnika. Idąc dalej, to na pewno są ciekawsze od książki telefonicznej z 1000 razy – choć dążą do tego samego efektu – zaśnięcia. Opowiadania – tuż po, książka tel. w trakcie 🙂 Urokliwe, spokojne, mądre po prostu idealne aby się wyciszyć. Pomiędzy tekstami znajdują się też cudne ilustracje (nigdy nie wyrosłam z obrazków w książkach) autorstwa Léi Le Pivert.
W naszym codziennym zabieganiu (nie tylko przedświątecznym) – to idealna lektura przed snem.

„Rok pełen inspiracji” – Regina Brett

Wyd. Insignis
Reginy Brett ani jej książek nie trzeba nikomu przedstawiać, a jeśli już to będzie dużo do nadrobienia. Jej najnowsza książka na naszym rynku jest zupełnie nietypowa.

52 tygodnie. Będziesz kochał, śmiał się, medytował. Pozwolisz sobie na chwile tylko dla siebie. Na zachwyt światem, na przygodę. Zaprosisz do swojego życia wdzięczność, empatię oraz porozumienie – ze sobą samym i z Twoimi bliskimi.

Ta książka to unikalny kalendarz od Reginy Brett na każdy rok!
Mamy w niej kolekcję wyjątkowych haseł oraz inspiracji, a każdy tydzień zachęcającą do motywujących ćwiczeń duchowych. Autorka pokazuje nam ścieżki, którymi można podążać w zwykłym codziennym życiu, bynajmniej nie szarym, zwłaszcza po czytaniu jej tekstów.
Treści zawarte w tym niewielkim dzienniku mogą okazać się ciekawymi lekcjami, takimi otwierającymi oczy na to co WAŻNE, a zazwyczaj zakryte lub pomijane w codziennym pędzie.
Samo wydanie od strony wizualnej jest bardzo dopracowane i eleganckie, co też nie pozostaje bez znaczenia.

Leniwe wieczory, burzliwe poranki – Alina Białowąs

Alina Białowąs – urodziła się we Wrocławiu i mieszka w nim do dzisiaj. Miłośniczka książek, bez których nie wyobraża sobie życia. Interesuje się psychiką kobiecą i jej dojrzewaniem do różnych etapów życia. Lubi obserwować ludzi. Ma ogromne poczucie humoru oraz dużo pozytywnej energii, którą chętnie obdarza znajomych. Zadebiutowała książką „Galeria uczuć”, która została bardzo ciepło przyjęta przez czytelników. Jej najnowsza książka (II cześć nowego cyklu) nosi tytuł: „Leniwe wieczory, burzliwe poranki”.

okładkowo
Po nieoczekiwanym i ukradkowym wyjeździe męża do Japonii Ewelina zdobywa jego adres i postanawia złożyć mu niespodziewaną wizytę. Jednak zanim jeszcze postawi stopę na lotnisku, uświadamia sobie, że Radek nie był z nią szczery i zataił ważne sprawy. Wściekła i rozżalona zostaje w Polsce, próbując sobie poradzić z nawałem emocji: rano nienawidzi Radka, po południu go kocha, a wieczorem nienawidzi za to, że go kocha. Ewelina ma wybuchowy charakter i jest kąpana w gorącej wodzie, więc zanosi się na to, że nigdy nie odzyska spokoju i już do końca życia będzie się miotać pomiędzy sprzecznymi uczuciami, zawieszając na kołku swoje małżeństwo. Na szczęście jej matka wraz z przyjacielem Gwidonem postanawiają wziąć sprawy we własne ręce, zapewniając Ewelinie całodobowy kontakt z „osobistym trenerem personalnym”. Ale czy to wystarczy, żeby kobieta odzyskała równowagę i wybaczyła Radkowi? Czy doceni go dopiero, kiedy poczuje, że może go stracić?

Książki Pani Aliny Białowąs, to dla mnie zawsze fantastyczna przygoda, kupa śmiechu ale i refleksji, bo przecież jedno drugiemu nie przeszkadza. Po pierwszym tomie, zapowiadało się wiele i faktycznie wiele się dzieje, choć większość w głowie samej bohaterki, lub podczas jej rozmów telefonicznych. Ewelina jest niczym żmija kąsająca własny ogon, którym się niemal dławi, na szczęście do czasu… bo w końcu „wszystko przemija – nawet najdłuższa żmija”.

Pisarka potwierdza swoją doskonałą literacką formę, dzięki której „Leniwe wieczory…” są skarbnicą trafnych spostrzeżeń dotyczących ludzkiej jakże złożonej (i pokręconej) natury.
Wszystko zostało oczywiście okraszane dobrym, momentami wręcz wisielczym humorem – moim zdaniem to już znak rozpoznawczy autorki 🙂 Do tego świetne wprowadzenie końcowego bohatera… a zakończenie, no cóż – chapeau bas.

Polecam nie tylko na święta, bo wierzcie mi nikt lepiej spraw ważnych i poważnych niepoważnie nie ujmie, nie umniejszając przy tym ich znaczenia. Warto.


Ten Dom jest mój – Dörte Hansen

Dörte Hansen – oczarowana językoznawstwem studiowała gaelicki, baskijski i fiński. Pisała m.in. słuchowiska radiowe, a w 2015 roku wydała debiutancką powieść „Ten dom jest mój”. W 2018 roku ukazała się jej druga powieść Mittagsstunde (W południe), ciepło przyjęta przez czytelników i krytykę. Autorka mieszka z rodziną w Niemczech w okolicach Husum.

okładkowo
Ironiczna i opowiedziana z humorem historia dwóch samotniczek, które niespodziewanie odnajdują coś, czego nie szukały – rodzinę.
Vera ma pięć lat, kiedy w 1945 roku wraz z matką ucieka z Prus Wschodnich do Starego Kraju, w którym jest nazywana „polaczkowym dzieckiem”. Przez całe życie czuje się obco w wielkim zimnym domu, a mimo to nie potrafi go opuścić. Sześćdziesiąt lat później u jego drzwi staje nagle siostrzenica Very, Anne, która uciekła z synkiem z modnej hamburskiej dzielnicy Ottensen. Vera i Anne są sobie obce, lecz zarazem wiele je łączy.


Pewnie nie ja jedna lubię książki inne niż większość, takie które dobrze się czyta, a które jednocześnie skłaniają do refleksji. „Ten dom jest mój” właśnie do takich należy. Napisana została ciekawym stylem –  wcale nie taka łatwa w odbiorze.
Emocje, emocje, emocje – powieść od nich aż kipi, jest w niej wiele niedopowiedzeń, a jeszcze więcej między wierszami. Pole dla naszej wyobraźni ogromne, zapewniam.  
Problemy poruszone w powieści to nie tylko relacje rodzinne, ale też sprawy emigracji, uchodźców dobrowolnych (czy przymusowych). 
Wszelki sprawy spaja ów Dom i najbliżsi sobie, tworzący go ludzie. 
Piękna książka skłaniająca do refleksji i przemyśleń, do docenienia owych największych wartości jakimi jest rodzina, dom, najbliższe nam osoby.

Jestem fanką tej autorki i czekam na kolejne jej książki.

Wyd. Sonia Draga



Kobiety z Vardø – Kiran Millwood Hargrave

Kiran Millwood Hargrave to poetka i pisarka. Jest absolwentkś Cambridge i Oxford. Zadebiutowała w 2016 roku „Dziewczynką z atramentu i gwiazd”, która przyniosła Kiran nagrodę Waterstones Children’s Book Prize oraz British Book Awards. W 2020 roku ukazała się jej pierwsza powieść dla powieść dla dorosłego czytelnika. Mieszka w Oxfordzie z mężem, artystą Tomem de Frestonem.

okładkowo
Zima, rok 1617. Morze zabiera ze sobą czterdziestu rybaków z Vardø – wszystkich mężczyzn z osady. Maren wie, że od tej chwili kobiety mogą liczyć tylko na siebie. Wraz z innymi mieszkankami wyspy bierze się do ciężkiej pracy, od której zależy ich przetrwanie. (…) Wkrótce przyjdzie im walczyć z czymś jeszcze. Sława komisarza Absaloma Corneta, wytrawnego tropiciela zła i bezbożności, bezlitosnego łowcy czarownic, wyprzedza jego przybycie na wyspę. Niewiele trzeba, żeby zostać posądzoną o czary. Czy godzi się, by kobiety same dbały o swój byt? Czy mogą mieć inne zdanie niż mężczyźni? 
Kobiety z Vardø to oparta na prawdziwych wydarzeniach opowieść o mieszkankach maleńkiej wyspy na północy Norwegii, gdzie 91 osób zostało spalonych na stosie za czary i obcowanie z szatanem, gdzie mężczyźni urządzili polowanie na kobiety, a największym i najczęściej jedynym grzechem było posiadanie własnego zdania i silnego charakteru.

Kobiety z Vardo to wyróżniająca się powieść, która choć opowiada o wydarzeniach sprzed kilku stuleci, jest jednocześnie niesamowicie aktualna. Klimatyczna i prosta ma nieodparty urok i jest bardzo uniwersalna. Na kartach tej powieści m.in. toczy się odwieczna walka dobra ze złem, czy konflikt między twardymi narzuconymi zasadami a tradycyjnymi zwyczajami mieszkańców wyspy.

Ciekawie czyta się też o warunkach życia w tamtych czasach i społeczności (ubiory, kuchnia, krajobrazy itp.), wszystko zostało dopracowane w najdrobniejszych szczegółach, co ma niebagatelny wpływ na dramaturgię powieści i budowanie napięcia. 
Do tego samo „polowanie na czarownice” nie jest znów tak odległe jakby nam się wydawało.

Mądra i głęboka proza ku rozmyślaniom i przestrodze. Koniecznie.


Wyd. Znak Literanova

Księga bezimiennej akuszerki – Meg Elison

Meg Elison – to amerykańska pisarka i publicystka feministyczna. Współpracowała m.in. z czasopismami: „Fantasy & Science-fiction”, „Terraform”, „Catapult”. Jest także laureatką Nagrody im. Philipa K. Dicka w kategorii science fiction.

okładkowo
Kiedy zasypiała, świat był skazany na zagładę. Gdy się obudziła, był już martwy. Przetrwanie apokalipsy to jednak dopiero początek.
Na skutek tajemniczej gorączki na całym świecie umiera bardzo wielu mężczyzn oraz niemal wszystkie kobiety i dzieci. Ciąża i poród oznaczają wyrok śmierci – zarówno dla matki, jak i dla dziecka. Samotna położna brnie przez cmentarzysko, jakim stał się świat, usiłując znaleźć dla siebie miejsce w nowej, groźnej rzeczywistości. Filary cywilizacji runęły, została tylko brutalna siła i ci, którzy ją mają. Pozostałe przy życiu kobiety są prześladowane przez bandy mężczyzn, którzy je chwytają, trzymają w łańcuchach, używają ich i nimi handlują. Żeby zachować wolność, położna przebiera się za mężczyznę i unika ludzi. Wkrótce odkrywa jednak, że jej zadanie nie ogranicza się do chronienia smutnej namiastki własnej niezależności. Jeśli ludzkość ma się odrodzić, będzie potrzebowała akuszerki.

Jakie czasy to i takie lektury u mnie (no przynajmniej częściowo) więc wszystkie dobre książki traktujące o postapo, czytam. „Księga bezimiennej akuszerki” zdecydowanie wybija się na tle tego typu pozycji (napisana cztery lata temu) ale jakże aktualna – niestety.

To zaskakująca i wbijająca w fotel dramatyczna lektura. Wzbudza niesamowite emocje i zmusza do refleksji nad całą ludzkością – o wszystkim co wiąże się z wolą przetrwania, instynktem macierzyńskim, jak też tymi najniższymi instynktami… 

 Bohaterka, próbuje za wszelką cenę przetrwać i chwyta się przeróżnych sposobów, by się udało, niekiedy bardzo dramatycznych.  

Jest to pierwsza część trylogii „Droga donikąd”, a ja już niecierpliwie czekam na kolejne, które mam nadzieję zostaną wydane niebawem. 

Wyd. Rebis