Elżbieta Granowska. Królowa Władysława Jagielły

Dorota Pająk – Puda z zawodu bibliotekarka (podobno) durząca się w Kazimierzu Jagiellończyku, dodatkowo ubóstwia jego żonę i ma słabość do króla Olbrachta. Uwielbia psy oaz koty, kino i poranne czytanie w łóżku. Na swoim koncie ma kilka bardzo dobrze przyjętych powieści historycznych: „Matka Jagiellonów”, „Sonka. Ostatnia żona Jagiełły”, „Złota królowa. Elżbieta Łokietkówna”, „Dzieci Jagiellonów. Zygmunta Starego i Barbary Zapolyi losy podług Elżbiety Jagiellonki w 1517 roku spisane”. Najnowsza zaś nosi tytuł – „Elżbieta Granowska. Królowa Władysława Jagiełły.”

okładkowo
Czy kobiety w średniowieczu mogły osiągnąć status osoby niezależnej? Czy wdowy nie miały żadnych praw? Czy niewiasty mogły się kształcić, bogacić i zarządzać własnym majątkiem? Mogły. Nazywano je wtedy dworniczkami albo rządzichami. Ale w piętnastowiecznej Polsce była to obelga równorzędna z nazwaniem królowej maciorą… Oto historia średniowiecznego domu. Nie tylko obraz dworu, zamku, ale i praw bezwzględnie rządzących polską rodziną u progu renesansu. To splecione ze starych źródeł i nowych odkryć losy Elżbiety Granowskiej, dla której król Władysław Jagiełło gotów był porzucić koronę.

W swojej najnowszej książce Dorota Pająk-Puda przybliża nam postać trzeciej żony Jagiełły (dla mnie chyba najmniej znanej). Wydawałoby się, o nie, znów to średniowiecze… ale jakie to dobre, ten styl autorki i dbałość o szczegóły. Czytając widzimy nie tylko skrupulatne „szkiełko i oko” ale przede wszystkim ogrom serca włożonego w pisanie tej powieści. 
Autorka mimo (jak przypuszczam) niezbyt obszernej ilości materiału potrafiła „ożywić” postać tej interesującej bohaterki, królowej, a przede wszystkim niezwykłej kobiety, do której po prostu czujemy sympatię.

Dodatkowo, tak jak i w poprzednich jej książkach świetnie nakreśliła obraz średniowiecznego społeczeństwa i to nie tylko arystokracji, także jego niższych stanów. Co stanowi ciekawe źródło informacji o tamtych czasach.

Stylizacja językowa nie męczy, a to w przypadku powieści historycznych wydaje mi się dość istotne.

Poza tym na pewno nie zabraknie wzruszeń,  wzburzeń, ba a nawet łez… emocjonalna karuzela gwarantowana. Polecam.  

Wyd. MGH

Dzieci Jagiellonów. Zygmunta Starego i Barbary Zapolyi losy podług Elżbiety Jagiellonki w 1517 roku spisane – Dorota Pająk – Puda

Dorota Pająk -Puda z zawodu bibliotekarz i docent mniemanologii nadużywanej (jak mamy napisane w jej biogramie). Podobno durzy się w Kazimierzu Jagiellończyku, ubóstwia jego żonę i ma słabość do króla Olbrachta 🙂 Uwielbia psy i koty, kino i poranne czytanie w łóżku. Na swoim koncie ma już kilka powieści historycznych: „Matka Jagiellonów”, „Sonka. Ostatnia żona Jagiełły”, „Złota królowa. Elżbieta Łokietkówna” i najnowsza 
„Dzieci Jagiellonów. Zygmunta Starego i Barbary Zapolyi losy podług Elżbiety Jagiellonki w 1517 roku spisane”.

okładkowo
Wraz ze śmiercią królowej Elżbiety Rakuszanki, żony Kazimierza Jagiellończyka umiera średniowiecze. To czas kiedy powstaje i nabiera żywych barw nowy Wawel, to czas płodnych umysłów, które potrafią czcić nie tylko rozum, ale i ciało. To Kraków z przełomu wieków, Wrocław, Legnica i biskupia Nysa. To czas kiedy Księstwo Moskiewskie uderza w Wielkie Księstwo Litewskie i bije, głosząc, że jest bite. To czas koronacji Zygmunta Starego, wtedy jeszcze Jagiellończykiem zwanego i jego ożenku z młodziutką Barbarą Zapolyą. Bo Bona była tą drugą… Trzecią…

Z twórczością Doroty Pająk-Pudy los zetknął mnie przypadkiem w dość ciekawych i burzliwych okolicznościach na portalu LC. Jak się potem okazało na całe szczęście, bo inaczej ominęło by mnie sporo ciekawej i dobrze napisanej literatury, a tego to już bym sobie nie darowała.

Skupiając się jednak na samej książce „Dzieci Jagiellonów…” 
Rzadko sięgam po powieści historyczne z kilku powodów m.in. strachu, że mi się nie spodoba, będzie nudna itp. oraz zwyczajnie jest ich za dużo na naszym polskim rynku.
A tu takie zaskoczenie, bo oprócz barwnego języka, gdzie np. nazwane zostaje ciekawie, nawet to co często nienazwane lub niewymowne 🙂 to przede wszystkim dosłownie przenosimy się na Wawel Jagiellonów. Autorka prezentuje umiejętnie (co bardzo cenię w powieściach) kobiety na tle obyczajów, zwyczajów zakazów i nakazów oraz tego wszystkiego z czym musiały się mierzyć, bez względu na stan, żyjąc w tamtych czasach.

Zaskoczenie ogromne. Widać talent, kreacyjność i wiedzę historyczną autorki, bo co jak co ale na pewno nie jest łatwo „wyrzeźbić” dobrą powieść tego typu. 

Jak to się mówi o takich pozycjach do zaczytania?
Historia przez nią opowiedziana jest z tych „nieodkładalnych” po  prostu. Musicie przekonać się sami, warto. 


Wydawnictwo MG

Tylko nie Podlasie – Sylwia Skuza

Sylwia Skuza to mazowszanko/kresowianka z pochodzenia, a prywatnie wielka miłośniczka Mazur i Podlasia… Z wykształcenia językoznawca. „Tylko nie Mazury” były jej debiutem literackim, a teraz w moje ręce trafiła kontynuacja perypetii (różnej maści) dzielnego Groma pt. „Tylko nie Podlasie”. 

okładkowo
Pomimo, że akcja powieści rozpoczyna się w Wenecji, to jej sercem jest tytułowe Podlasie. Nie oznacza to jednak, że komisarz Gromosław Sidorowicz porzucił ukochane Mazury.
Testament dziadka, zagadkowo złożony u podlaskiego notariusza, nakłada na Groma obowiązek wypełnienia jego ostatniej woli – odnalezienia śladów po zaginionych w 1946 roku mężczyznach z okolic Dubicz Cerkiewnych.

Równolegle z tymi poszukiwaniami Sidorowicz podejmie się pomocy w ustaleniu losów prawosławnego duchownego, który niespodziewanie zniknął z parafii z dużą sumą pieniędzy.
Chęć niesienia pomocy wplącze policjanta nie tylko w szereg zagadkowych zabójstw i wyczerpującą podróż po podlaskich drogach, ale też pogmatwa działania polskich i watykańskich służb specjalnych.

Grom, podobnie jak podążająca za nim udręczona kryzysem wieku dojrzałego matka, nie spotka na Podlasiu szeptuch, ale odnajdzie – dosłownie i przenośnie – znacznie więcej niż by się spodziewał.

„Czekała, czekała i się doczekała…” – jakby to powiedziała babka z Podlasia. A na co czekała? Ano, na kolejną książkę Sylwii Skuzy. Widać, że autorka obrała ciekawy kierunek fabularny (i to za pomocą jednego bohatera), bo już obskoczyła drugi region ściany wschodniej naszego pięknego kraju 🙂

Ale na poważnie. Sama jako Podlasianka (Podlasie południowe, na pograniczu z Mazowszem), byłam bardzo ciekawa tej książki) nie żeby sie tam czepiać, ale zobaczyć jak jej poszło.
„Poszło czołgiem na pograniczu…”, bardzo realistycznie, do rzeczy i mega skrupulatnie, ale w tym najlepszym znaczeniu. Wydawało mi się, że skoro z stamtąd pochodzę, to wszystko już tam widziałam i wiem, a tu guzik.
Już podczas lektury notowałam sobie różne sprawy i miejsca, które jeszcze musze „obadać” lub obejrzeć. 

Autorka oprócz znanych, mniej lub bardziej lubianych bohaterów przedstawiła nam nowych (równie ciekawych) zwłaszcza jeden Włoch dobrze tutaj wypadł (aż się prosi o jego historię w osobnej książce.
Pięknie i z czułością oddane wszelkie okoliczności przyrody, wierzeń, obrzędów itd. 

Nie można też odmówić książce aktualności (covidowej), bo akcja dzieje w realiach pandemicznych, które dotykają niektórych bohaterów. Dobrze pokazane realia tego czasu na tle całej podlaskiej społeczności.

Całość mogłaby być większa objętościowo, wątki jeszcze bardziej rozwinięte, ale wtedy to musiałaby powstać co najmniej trylogia, bo kochani Podlasie jest tak bogatym i niezmierzonych (nie tylko pisarsko regionem), że niespełna 400 stron…to za mało.

Polecam. Do poznania pióra autorki, jak i samego regionu.

Wyd. MG 

Pomiędzy wzgórzem a doliną – Jowita Kosiba

Jowita Kosiba rocznik 1991 jest absolwentką polonistyki, pedagogiki oraz anglistyki. Jest też doktorantką na Uniwersytecie Rzeszowskim. Na co dzień uczy w szkole podstawowej. Jej pierwsza powieść „Zagubiony ptak” zwyciężyła w konkursie na polską współczesną powieść obyczajową. Uwielbia literaturę wiktoriańską, baśnie i mroczne historie, a także szeroko pojętą kulturę ludową. W nasze ręce oddała niedawno „Pomiędzy wzgórzem a doliną”. 

okładkowo
W ostatnią noc roku Weronika czyta list od przyrodniej siostry. Od dawna nie utrzymywały ze sobą kontaktów, jednak ta wiadomość zmienia wszystko – Eliza Wilkowiecka, słynna pisarka, jest umierająca. Swoje ostatnie miesiące chce spędzić w towarzystwie Weroniki, z którą rozdzielił ją rodzinny zatarg. Kobieta, wbrew zdrowemu rozsądkowi i oburzeniu najbliższych, wyjeżdża na drugi koniec Polski, do Leszczyniec. W starym pałacu, rodzinnej posiadłości Wilkowieckich, pragnie odkryć powody decyzji swojej matki, która przed laty najpierw porzuciła Elizę, a następnie ją. Zagłębiając się w przeszłość, odkrywa mroczną historię, która niegdyś rozegrała się pomiędzy dwiema rodzinami i dwoma domami – położonym na wzgórzu pałacem i ulokowanej w dolinie drewnianej chatce.

Oczarowanie tą powieścią to mało powiedziane, to po prostu totalna hipnoza… choć nie od razu połapałam się w fabule. Po zawiłym starcie, potem już było tylko lepiej. 
Jest magicznie, klimatycznie, tajemniczo z lekką nutką grozy nawet. Jest też o głęboko ukrytych sekretach rodzinnych, dramatach, tajemnicach i o poszukiwaniu miłości… tej jedynej. 
Bohaterowie bardzo różni od siebie, świetnie wykreowani, interesujący. Nawet ci drugoplanowi budzą naszą ciekawość. 

„Pomiędzy wzgórzem a doliną” jest urokliwą powieścią, pełną różnych emocji.  Zdecydowanie należy do tych książek, których się nie zapomina a po zamknięciu okładek jeszcze długo, długo zostaje z nami i w nas…
Plus za świetnie wplecione wątki naszej rodzimej, słowiańskiej mitologii.
Szykujcie też chusteczki.
Koniecznie !

Wydawnictwo MG

Tylko nie Mazury – Sylwia Skuza

Sylwia Skuza to mazowszanka i wybuchowa mieszanka pisarska, prywatnie miłośniczka Kresów, Mazur i Podlasia… Z wykształcenia językoznawca. „Tylko nie Mazury” jest jej debiutem literackim. Autorka to także koneserka dobrej kuchni oraz miłośniczka sów i sówek w każdej postaci 🙂

okładkowo
Świetnie rozwijająca się kariera młodego policjanta zostaje niespodziewanie zastopowana przez wpływowego polityka za podjęcie interwencji przeciwko jego córce. Komisarz Gromosław Sidorowicz zostaje czasowo przeniesiony z Warszawy na mały komisariat na Mazurach. Pierwszy dzień pobytu w nowym miejscu jest jednocześnie początkiem śledztwa w sprawie zabójstwa.

Sidorowicz musi wyjaśnić zagadkowe morderstwo rolnika, którego ciało, z historyczną zapinką wbitą w szyję, znaleziono porzucone na bagnach. Policjant musi jak najszybciej ustalić, czy mieli z tym coś wspólnego amerykańscy żołnierze kręcący się w pobliżu miejsca morderstwa, czy też może powinien szukać zabójcy wśród licznych wrogów zabitego rolnika. Od tego momentu przeszłość stale będzie się splatać z teraźniejszością, nie tylko w wymiarze historycznym, ale także i duchowym. Duchowość jest w powieści drugim, prawie równoległym do zabójstwa, wątkiem. Oprócz spotkania z przyjacielem z dawnych lat, Sidorowicz poznaje osoby i miejsca, które nie tylko nieodwracalnie wpłyną na jego dalsze życie, ale też stanie się to w taki sposób, jakiego niekoniecznie by sobie życzył.


Tytuł „Tylko nie Mazury” zachęcił najpierw okładką, wiadomo klient „kupuje oczami”. Opis z tyłu książki okazał się dodatkową zachętą. Mimo wydawałoby się ogranego pomysłu – glina za przewiny zesłany na prowincję, rzecz jest zaskakująco świeża i dopracowana w detalach. A ja wybredna jestem – czytałam ją po bardzo dobrej Ilarii Tuti… to i wymagania miałam spore 🙂

Intryga kryminalna wciąga, bo cały czas się kombinuje – kto zabił.
Postacie fajnie wykreowane i „charakterne” no przynajmniej kilka, moją ulubienicą okazała się mała dziewczynka o innym imieniu na każdy dzień (nawet raz miała moje imię), bez Ludmiły też byłoby nudniej (skradła moje serce scena z książkami)… Rodzina głównego bohatera, wiarygodnie nakreślona z ich wzajemnymi relacjami, miłością, oddaniem ale i ekscentrycznością. Humor autorki udzielił się również mi (chyba mamy podobny po prostu 🙂 ).
Jednak największy szacunek mam za ogrom informacji o Prusach, o historii, wierzeniach, siedemdziesięciu procent z nich kompletnie nie znałam. Na opisywanych terenach co prawda byłam rok temu, ale na pewno jeszcze tam wrócę, czyli oby Mazury jak najczęściej.

Czekam na jej kolejne książki, może coś z akcją na Podlasiu?


Wydawnictwo MG