Księga rzeczy utraconych, bo to o niej mowa już bajkową okładką w kolorach granatu i złota kusi do czytania. A autor jej to niejaki John Connolly – Irlandczyk z Dublina – rocznik 1968 . Jego debiut i wszystkie następne powieści okazały się bestsellerami. Jest pierwszym (nie z USA) pisarzem, który zdobył nagrodę literacką US Shamus Award dla autorów powieści detektywistycznych. W Polsce ukazały się: Kraina cieni, Morderczy gatunek, Nokturny, Biała droga, Księga rzeczy utraconych (2007), Źli ludzie.
Księga rzeczy utraconych jest podobno „boczną gałęzią” – ale jakże bogato kwitnącą według mnie – w jego twórczości; czymś zupełnie nowym i innym, niż to co nakreślił do tej pory. Powieść bardzo przynajmniej początkowo kojarzy się z Narnią autorstwa C.S. Lewisa, którą autor na pewno czytał przynajmniej raz.
Groźna niczym bajki Grimmów i mroczna jak Muminki (no chodzi mi o Bukę, bo kto jej się nie bał), ale fantastyczna, pełna literackich odniesień baśń dla dorosłych.
Prawie trzynastoletniego Davida po długiej chorobie osierociła matka. Ojciec ożenił się ponownie. Wydaje się, że w nowym stadle nie ma dla chłopca miejsca. Zrozpaczonemu nastolatkowi towarzyszą w tej gorzkiej egzystencji jedynie książki. Podczas gdy realny świat rozpada się (akcja dzieje się podczas II Wojny Światowej) wchłania go baśniowa kraina – groźny, zaczarowany i podstępny świat; pełen bohaterskich postaci i różnej maści indywiduów (potworów też). Chłopaka czeka podróż w celu odnalezienia drogi do domu i do własnego wnętrza. Droga pełna trudnych wyborów i jeszcze bardziej niełatwych decyzji i niebezpieczeństw, droga, którą przebywa każdy kto (nagle i wbrew sobie) wkracza w dorosłość.
„Księga… jest dla wszystkich, którzy wierzą w życie zaklęte w książkach i w siłę tego, co zostało zapisane na ich kartach.”
Osobiście po tej lekturze doszłam do wniosku, że choć niewiele już takich książek czytam, to nigdy z nich nie wyrosłam i nie mam zamiaru. Do czego też innych zachęcam.
P.S. Pomimo, że można ją nazwać dość mroczną; wydźwięk jako całość ma niezwykle pokrzepiający i pozytywny, a że po drodze trochę ciemno i straszno – to w najpiękniejszym lesie przecież są też mroczne ostępy i świetliste polany.
A fragment o Krasnoludkach i K.Ś. jest przekomiczny (chyba jedyny w całej książce tak śmieszny)
Witaj ;)Bajka powiadasz- może warto sobie przypomnieć, jak się je czyta :)Miłego weekendu 🙂
Ależ to pięknie napisałaś. Jeśli pogoda poprawi się, jeszcze dziś zmierzam do biblioteki. Od wczoraj mroczno i mokro 🙁 pozdrawiam serdecznie:)
Dzięki, dzięki – staram się 😉