Nikt nie może wiedzieć – Kate Alice Marshall

Kate Alice Marshall zaczęła pisać, zanim nauczyła się prawidłowo trzymać pióro, i nigdy nie przestała. Mieszka na północno-zachodnim wybrzeżu Pacyfiku z chaotyczną menażerią zwierząt domowych i członków rodziny, a latem wyrusza na kajaki i biwakuje wzdłuż Puget Sound.

okładkowo
Emma nie powiedziała mężowi zbyt wiele o swojej przeszłości. Wyznała tylko, że jej rodzice nie żyją, a z siostrami od lat nie utrzymuje kontaktu. Kiedy jednak małżeństwo wpada w kłopoty finansowe, Emma wyjawia, że ona i jej siostry są właścicielkami domu po rodzicach. Nie mogą go sprzedać, ale mogą w nim zamieszkać. Decyzja o przeprowadzce zmusza Emmę do zdradzenia kolejnych sekretów. Że w okazałej rezydencji zginęli jej rodzice. 
I że niektórzy twierdzą, że zrobiła to Emma. Osierocone siostry nigdy nie rozmawiały o tym, co naprawdę wydarzyło się tamtej nocy. Po latach rozłamu, powrót do domu może je znów do siebie zbliżyć, ale też odsłonić rodzinne i małomiasteczkowe sekrety.
Emma stara się ponownie nawiązać więź z utraconym rodzeństwem, jednocześnie utrzymujące tę, którą ma z nowo założoną rodziną. Zaczyna zdawać sobie sprawę, że rzeczy, które pozostawiła niewypowiedziane, ponownie stanowią śmiertelne niebezpieczeństwo.

Narracja prowadzona z trzech punktów widzenia to nie lada wyczyn pisarski (tutaj prowadzona z perspektywy trzech sióstr), ale żeby było jeszcze ciekawiej (i trudniej) wszystko odbywa się w dwóch czasach (przeszłość i teraźniejszość). Fakt głowa mnie trochę rozbolała (zanim się połapałam) ale potem powolutku, pomalutku udało się wszystko zgrabnie oddzielić od siebie. Na pewno pomocne były trzy tak różne osobowości bohaterek, oryginalne i niepowtarzalne.
Bez dwóch zdań jest to świetnie napisany thriller psychologiczny, mamy tu nie tylko przemoc ale i traumy związane z wychowaniem nie wolnym od niej.

To książka z rodzaju tych które od początku trzymają czytelnika za gardło i wzbudzają ciekawość, aż do zakończenia, które no cóż… niektórym może udać się przewidzieć. 
Zdecydowanie jednak jest to książka warta naszej uwagi.

Wyd. IV strona

Las powieszonych lisów – Arto Paasilinna

Arto Paasilinna (1942-2018) fiński autor trzydziestu pięciu powieści. Po wydaniu trzeciej książki pt. „Rok zająca” (1975) porzucił dotychczasową pracę w gazecie i całkowicie poświęcił się pisarstwu. Od tamtego momentu publikował jedną powieść rocznie. Książki Paasilinny tłumaczono m.in. na angielski, niemiecki, koreański, włoski, francuski, słoweński, czeski i polski. Najnowsza wydana na naszym rynku nosi tytuł „Las powieszonych lisów”. 

okładkowo
Zawodowy gangster Oiva Juntunen oraz jego wspólnicy okradli wypełniony złotem statek. Jak przystało na opętanego gorączką złota watażkę, Oiva nie chce się nim dzielić nawet ze swoimi pomagierami, którzy odsiedzieli wyrok za ten rabunek. Juntunen postanawia przed nimi uciec, by zachować należące do nich sztabki. Na lapońskim odludziu spotyka uzależnionego od likieru pomarańczowego majora Remesa, który znalazł się na życiowym zakręcie… (…) skrzącą się humorem opowieść, w której nie zabraknie miejsca ani dla seryjnego zabójcy, ani dla w połowie oswojonego lisiątka, ani dla uciekającej przed prawem dziewięćdziesięcioletniej Naski. Wszystko to rozgrywa się w otoczeniu malowniczej północnej przyrody, która bezlitośnie wita intruzów chmarami komarów.

Ten kto chce prozę Paasilinny wtłoczyć w jakiekolwiek ramy gatunkowe, jest z góry skazany na porażkę. Mamy tutaj intrygę, pieniądze, ciemne interesy i ludzi, różnego autoramentu (przeważnie niezbyt dobrego). Ale w tym „Lesie” wiele rzeczy może potoczyć się zupełnie inaczej, więc radzę uważać podczas lektury!

Cudowny fiński humor i to literackie szaleństwo już dawno sprawiło, że ich książki są zawsze synonimem niesamowitej czytelniczej jazdy bez trzymanki. Tak pisać to potrafią chyba tylko jeszcze Czesi 🙂

Czyli jest absurdalny humor ale i jego brak, jest też zaduma i powaga (czasami), nie brak też gangsterki. I ta „menażeria” postaci, aż niewiarygodna… że nic tylko czytać, czytać i czytać bez końca.
Koniecznie.


Książkowe klimaty

Prawda i tylko prawda – Stefan Ahnhem

Stefan Ahnhem od ponad dwóch dekad pracuje jako scenarzysta telewizyjny i filmowy. Jest autorem scenariuszy do najpopularniejszych szwedzkich seriali kryminalnych, m.in. tych o Kurcie Wallanderze. Zadebiutował „Ofiarą bez twarzy”, do wydania której prawa sprzedano aż do dwunastu krajów. W przygotowaniu kolejne części zmagań Fabiana Riska z przestępczością. 

okładkowo
Wszystko, co oczywiste, jest fasadą Carl i Helene przeżywają kryzys w związku i wierzą, że długie wakacje z dala od sztokholmskiego zgiełku pomogą im na nowo się odnaleźć. Dlatego zamieniają się domami z parą z Kalifornii – Scarlett i Adamem – która przygotowuje się do wyjazdu do Szwecji, gdzie mężczyzna będzie miał wystawę. Jednak gdy tylko docierają do Santa Cruz, rozpoczyna się seria dziwnych wydarzeń. Czy Carlowi szwankuje pamięć, czy dom na zdjęciach wyglądał zupełnie inaczej? Czy ktoś naprawdę stuka nocą w rury grzewcze, czy to tylko koszmarne omamy? Co robi para w ich szwedzkim domu – i dlaczego ktoś wyłączył zainstalowane przez Carla kamery? Oraz czy Scarlett coś sobie wyobraża, czy też Helene naprawdę zostawiła jej tajną wiadomość w garderobie?
Mnożą się pytania – w końcu nikt nie ma odwagi uwierzyć własnym oczom. Gdy elementy układanki łączą się w całość, staje się jasne, że marzenia i fantazje mogą zostać obrócone przeciwko nam. I że wszystkim byłoby lepiej, gdyby wyznali prawdę. I tylko prawdę.

Jak na dobry thriller psychologiczny przystało, akcja od początku trzyma w napięciu, choć powoli przechodzi w „gęsty” kryminał. Co prawda sam pomysł na fabułę nieźle pokręcony, ale w odbiorze całości zupełnie nie wadzi. Tym bardziej jest ciekawie, ze autor sprawnie myli tropy i nie da się za bardzo niczego przewidzieć – a to lubię w powieściach chyba najbardziej. 
Wzajemne relacje pary ciekawie ujęte a zakończenie… no cóż przekonajcie się sami.

Wyd. MARGINESY

Zaginiona księgarnia – Evie Woods

Evie Woods to pseudonim literacki Evie Gaughan – autorki wielu poczytnych książek. Pisarka mieszka na zachodnim wybrzeżu Irlandii. Podobno na strychu, pisze swoje historie „marząc o ogrzewaniu podłogowym”. Jej opowieści są z pogranicza fantazji i codzienności, ze szczypta magii. 

okładkowo
Opalina, Martha i Henry zbyt długo godzili się na role drugoplanowych bohaterów. Kiedy w końcu postanawiają przejąć stery własnego życia, los prowadzi ich pod pewien adres, gdzie zapomniana księgarnia czeka, by ktoś ją odnalazł. Trójka niczego niepodejrzewających nieznajomych przekonuje się, że ich własne historie są tak samo niezwykłe, jak te, które opisano na stronach ich ukochanych książek. Odkrywając tajemnice księgarnianych półek, przenoszą się do cudownego świata… gdzie nic nie jest takie, jakie się wydaje.

Trzy historie, a czworo głównych bohaterów (bo i księgarnia przecież). Każdy z nich ma swoją opowieść, wydawałoby się totalnie inną od reszty. Ale to tylko pozory, bo wiele ich wszystkich łączy (marzenia, nadzieje, determinacja, czy miłość. Wszystkie nitki tej opowieści zwija w jeden motek właśnie tytułowa księgarnia.
W samej powieści znajdziemy mnóstwo nie tylko nawiązań literackich, ale też celnych spostrzeżeń dotyczących po prostu samego życia… nie zabraknie tu miłości ani magii, jaka niesie ze sobą wydawałoby się zwykła (niezwykła) codzienność.

Spektakularnych twistów akcji tu nie znajdziemy, ale za to uczta dla koneserów gwarantowana. Książka idealna do niespiesznego „kocykowego” czytania.
Całość naprawdę zaskakująca, przekonajcie się sami.


Wyd. Insignis

Astrid – Susanne Lieder

Susanne Lieder – dorastała w pobliżu Bad Oeynhausen, a obecnie mieszka z rodziną na południe od Bremy. Od 2012 roku pracuje na pełny etat jako pisarka, realizując swoje dziecięce marzenie. Pisze kryminały, powieści historyczne i biograficzne. Jej książki przetłumaczono na ponad dziesięć języków.

okładkowo
Poruszająca opowieść o pisarce, która swoimi książkami uszczęśliwiła pokolenia młodych czytelników. Rok 1929. Młoda Astrid z trudem łączy rolę samotnej matki z pracą zawodową. Jest jednak gotowa na każde poświęcenie, by stworzyć synowi Lassemu bezpieczny i kochający dom. Powściągliwa i skryta dziewczyna stopniowo otwiera się na przyjaźń poznanej w pracy Ingrid, a wkrótce postanawia obdarzyć zaufaniem także okazującego jej szczególne względy Sturego, i to on okaże się tym, który spełni jej marzenie o założeniu szczęśliwej rodziny.
Najbliżsi zawsze byli dla Astrid najważniejsi i to właśnie z miłości do dzieci, którym opowiadała historie na dobranoc, zrodziło się jej pisarstwo. Niegasnąca radość życia i nieskrępowana wyobraźnia pozwoliły jej wykreować niezapomniane postaci: Pipi Pończoszankę, Kallego Blomkvista, Karlssona z Dachu czy wesołą gromadkę dzieci z Bullerbyn. Choć droga do sławy nie była łatwa, walczyła o swoje opowieści, nie tracąc wiary w to, że gdy ujrzą światło dzienne, na zawsze zapiszą się w sercach czytelników. Astrid była bystra i miała cudownie sarkastyczne poczucie humoru. Fabularna opowieść o niej pozwala poznać zarówno jej pogodę ducha, jak i melancholię.

Astrid Lindgren uwielbiana autorka dzieciństwa wielu z nas , mama Muminków, kreatorka Buki, do tego autorka „Dzieci z Bullerbyn, czy przygód Pippi oraz Emila ze Smalandii.

Książki jej autorstwa ciężko po prostu zliczyć. Przez lata doczekała się wielu biografii, bo i była nader wdzięcznym oraz ciekawym (obiektem) do ich pisania. 
Myśl, że ta zbeletryzowana biografia Astrid Lindgren, wielu fanom jej pisarstwa przypadnie do gustu, zwłaszcza wszystkim tym, którzy tak jak ja nie lubią „suchych faktów”.
Znajdziemy tu mnóstwo wzruszeń, zabawy, humoru ale i zadumań nad ludzkim losem, nad przeciwnościami, które dzięki hartowi ducha pokonujemy. 

Tak, zdecydowanie uwielbiam i polecam…

Wyd. MARGINESY

Po Dzikim Zachodzie -podróże w czasie i przestrzeni. T.1 i T.2 – Beata Strawa

Beata Strawa z wykształcenia polonistka, a z zamiłowania podróżniczka. Zawodowo zawsze zajmowała się dziennikarstwem radiowym oraz prasowym. Owocem jej pasji są dwie książki podróżnicze pod tytułem ” „Podróże w czasie i przestrzeni”. 
Pierwszy tom to podróże po m.in.: Colorado, Utah, Arizonie, Nevadzie, Kalifornii, Nowego Meksyku i Colorado. Drugi obejmuje San Diego, wyprawy wzdłuż granicy z Meksykiem, przez Kalifornię, Arizonę, Teksas, aż do Nowego Orleanu.

okładkowo
Choć popularność westernów w popkulturze dobiegła końca, to Dziki Zachód niezmiennie fascynuje kolejne pokolenia. Autorka zabiera nas w podróż przez czasy i miejsca, tam, gdzie i kiedy kształtował się mit tej niezwykłej krainy. Od Kolorado i Utah, przez słoneczną Kalifornię, niezależny Teksas, aż po Luizjanę – pejzaż zachwyca, a zebrane historie zdumiewają.
Dlaczego amerykańska armia sprowadzała wielbłądy z Tunezji? Co robił szach Iranu w Arizonie? Jak wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej znalazł się wśród artefaktów voodoo?
Kiedy i dlaczego Indianie Navajo udawali Apaczów? I wreszcie – czy Dziki Zachód nadal ma w sobie pierwotną iskrę?
Tysiące przemierzonych kilometrów pozwoliły autorce odpowiedzieć na te i wiele innych intrygujących pytań. Aczkolwiek to nie tylko opowieść o tym, co zabawne lub zaskakujące. Amerykańska wyprawa obiera też zgoła odmienny kierunek – cofa się do czasów krwawej Bitwy o Alamo czy kreśli genezę amerykańskich obozów koncentracyjnych. Jednak przede wszystkim przedstawia obraz Dzikiego Zachodu kiedyś i dziś, znanego i tego, o którym niewielu z nas słyszało.

Ach, ten Dziki Zachód w którym jestem zakochana od najmłodszych lat, począwszy od opowieści taty poprzez samodzielnie czytane westerny i nie tylko. Dziś oczarowanie Dzikim Zachodem nadal trwa, ostatnio wzmocnione dwutomową pozycją autorstwa Beaty Strawy.
Dzięki niej stał mi się on bliższy niż kiedykolwiek – tak bliski niemal jakbym sama tam była. Oczami  autorki zobaczyłam wiele i zachwyciłam się razem z nią… Podziwiałam zachody słońca w Kolorado, dowiedziałam się m.in. kto to był „polski król serników” i odwiedziłam „stary hotel z duchami”, a także zastanawiałam się co też mogło się stać z czaszką słynnego wodza Apaczów – Geronimo. 
Dodatkowo (z zaskoczeń) uświadomiłam sobie, że Tortilla Flat to nie tylko tytuł znanej powieści, ale też niewielki klimatyczne miasteczko – mieszka tam na stałe podobno tylko 6 osób. Odwiedziłam Houston oraz Nowy Orlean z jego kolorytem oraz tajemnicami (Voodoo).
Autorka niezwykle wnikliwie przybliżania nam wiele znanych postaci, miejsc a nawet potraw. Zaostrzając apetyt dosłownie na więcej… a całość dopełniają niesamowite zdjęcia.

Może być zdjęciem przedstawiającym tekst
Studio Grafpa




Na złej drodze – Paola Barbato

Paola Barbato (rocznik 1971) to włoska autorka komiksów i powieści. 
Jest częścią zespołu scenarzystów włoskiego komiksu Dylan Dog . „Na złej drodze” – jest pierwszą książką tej autorki wydana po polsku.

okładkowo
Giosciua nigdy nie wymagał zbyt wiele od życia, a życie odwzajemniało mu się w ten sam sposób. Teraz jednak, po trzydziestce, znalazł coś, w czym jest naprawdę dobry. Został kurierem. Nie wie jednak, co dostarcza. Nie ma ambicji, nic go nie obchodzi, o nic nigdy nie pyta, nigdy się też nie spóźnia. Może to właśnie dlatego został wybrany.
Pewnej nocy, gdy zobaczył, co przewozi, zdaje sobie sprawę, że jest w pułapce i musi zrobić coś, na co nigdy wcześniej się nie odważył.
(…) I nagle wszystko się zmienia – nieodwracalnie. Najpierw robi mu się słabo na samą myśl o kontroli policyjnej. Następnie ogarnia go paniczny strach: a jeśli nadawca o wszystkim się dowie? Obejrzał zbyt wiele filmów i los niewygodnych świadków nie jest mu obcy. A kiedy dociera do niego, że ten, kto go wynajął, jest gdzieś tu, w pobliżu, i obserwuje każdy jego ruch, Giosciua uświadamia sobie, że pozostaje mu wyłącznie ucieczka. I że jest tylko jedno miejsce, gdzie nic złego nie może mu się stać: autostrada, po której jedzie i z której nie może już zjechać.

W porządnym sensacyjnym thrillerze musi się dziać dużo i szybko i tutaj właśnie tak się dzieje. Mamy szybkie zwroty akcji, zaskakujące i różne punkty widzenia (całość opowiedziana jest z perspektywy kilku osób). Osobiście lubię taka wielogłosowość. 
Bohaterowie zostali wykreowani w interesujący sposób. A sam Giosciua  sprawia momentami wrażenie wręcz nieporadnego, dlatego tym bardziej mu kibicujemy.
Jeśli szukacie dobrej, dynamicznej rozrywki w temacie… to jest TO.

Wyd. INSIGNIS

Żywe trupy – Daniel Kraus, George A. Romero

Daniel Kraus jest autorem książek z wielu gatunków m.in fantasy, science fiction, horror, czy ksiązki dla dzieci. Natomiast George Andrew Romero był amerykańskim reżyserem, scenarzystą i montażystą, najbardziej znanym z horrorów o hipotetycznej apokalipsie zombie, poczynając od „Nocy żywych trupów” (1968). Nazywany jest „ojcem chrzestnym wszystkich zombie”.

okładkowo
Historia zaczyna się od pojedynczego ciała. Para lekarzy sądowych walczy z martwym mężczyzną, który nie chce pozostać martwy. Zaraza szybko się rozprzestrzenia. W przyczepie kempingowej na Środkowym Zachodzie czarnoskóra nastolatka walczy ze świeżo zmartwychwstałymi przyjaciółmi i rodziną. Na amerykańskim lotniskowcu żywi marynarze ukrywają się przed martwymi, podczas gdy fanatyk tworzy nową religię śmierci. W stacji telewizyjnej ocalały prezenter kontynuuje nadawanie, podczas gdy jego ożywieni koledzy próbują go pożreć. W Waszyngtonie pracownica federalna monitoruje wybuch epidemii, zachowując dane na przyszłość, która może nigdy nie nadejść. Wszędzie wokół ludzie stają się celem zarówno dla żywych, jak i martwych…

Hmm… bardzo, bardzo długo broniłam się przed Zombie (chodzi akurat serial WD), ale w końcu im uległam… i przepadłam. Owszem wcześniej czasami gdzieś coś w temacie mignęło, ale raczej filmowo. Tym bardziej ochoczo sięgnęłam po książkę „Żywe trupy” autorstwa ww. panów. 
Ta obszerna pozycja nie jest na pewno typowym horrorem o zombie. Mamy tu ogrom (dosłownie) różnych historii. W tych opowieściach zombie to tak naprawdę dekoracja, kanwa na której rozgrywają się ludzkie dramaty.
Są motywy survivalowe, dotyczące ludzkiej natury – moralności, przetrwania w obliczu „końca świata”.
Napięcie towarzyszy nam cały czas i nie opuszcza do samego końca.

Owszem jest być może za dużo „tych” bohaterów i wątków, gdzie nie gdzie jakieś dłużyzny – no ale w końcu książka ma ponad 850 stron. Mimo wszystko warto, przeczytać całość, np. metoda małych kroków czyli rozdział po rozdziale co zapewniam finalnie was zaskoczy gdy stwierdzicie „kurde, to był naprawdę dobre”.

Ja szukam już innych w tym temacie. A może odświeżę sobie także filmy mistrza Romero.

Wyd. ZYSK i S-KA

Miara życia – Nikki Erlick

Nikki Erlick – to dziennikarka i autorka materiałów o tematyce podróżniczej. Studiowała na uniwersytetach Harvarda i Columbia.
„Miara życia” jest jej debiutem literackim.

okładkowo
Fascynująca wizja zupełnie nowego świata, pełnego chaosu i innowacyjnych rozwiązań, które niekoniecznie okażą się dobre. Wydaje się, że to dzień jak każdy. Pobudka, przygotowania, wyjście z domu. Ale ten poranek jest inny. Przed drzwiami widzisz małe pudełko. Kryje się w nim odpowiedź na pytanie, ile lat będziesz żyć. Otworzysz je?
Przed takim dylematem stają wszyscy ludzie. Wielu z nich zaczyna tracić zdrowy rozsądek. Skąd wzięły się pudełka? Kto je umieścił przed drzwiami? Czy to, co zawierają, jest prawdą? Każdy musi podjąć decyzję: chce wiedzieć, ile czasu mu zostało, czy nie? I co zrobić z tą wiedzą?

Dystopie ach dystopie, ja was to łyżkami i to nie od dziś. „Miara życia” może nie „wybuchowo” ale z pewnością wpisuje się w ten rodzaj literatury. 
Sama książka mimo dość wolnej akcji – zaciekawia. Znajdziemy tu wiele do przemyślenia, wiele emocji do odnalezienia (w sobie) podczas lektury m.in. nad kondycją samego człowieczeństwa, tego jakie ono dzisiaj jest. Mamy liczne motywy ku przestrodze (egoizm, podziały, uprzedzenia itp.)
Przypomina się tu znany cytat Szymborskiej „tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono”, no właśnie, jak zachowalibyśmy się w takiej sytuacji – po znalezieniu tajemniczego pudełka? 

Myślę, że każdy z nas w tym „pudełku” znajdzie coś innego… dlatego warto sięgnąć po tę książkę. 

Wyd. SONIA DRAGA

Hotel Portofino – J.P. O’Connell

J.P. O’Connell – to pisarz i dziennikarz brytyjski, mieszka w Londynie. „Hotel Portofino” jest jego pierwsza książką wydana w Polsce. Na jej podstawie zrealizowany został także serial o tym samym tytule.

okładkowo
Prowadzenie hotelu jest tak łatwe jak jego goście. Przekonuje się o tym Bella Ainsworth, właścicielka działającego od kilku tygodni ekskluzywnego hotelu Portofino, zlokalizowanego na włoskiej riwierze. W jednym czasie zjeżdżają do niego nietuzinkowe postacie: Julia, dawna miłość męża Belli, wraz ze swoją córką Rose, którą rodzina Ainsworthów pragnie wydać za syna Belli – pokiereszowanego emocjonalnie weterana pierwszej wojny światowej; marszand Jack Turner z ciemnoskórą tancerką, która rozpala wyobraźnię gości i mieszkańców miasteczka; wiecznie niezadowolona lady Latchmere, skrywająca bolesną historię; były student medycyny z Indii, który podczas wojny opiekował się rannym synem Belli; uznany tenisista z żoną; oraz hrabia Albani z synem, jedyni Włosi w tym towarzystwie. Bella robi wszystko, aby jej goście miło spędzili czas – od tego zależy powodzenie jej przedsięwzięcia. Na drodze staje jej jednak skorumpowany lokalny polityk, zwolennik Mussoliniego, grożąc zamknięciem hotelu, a napięcie sięga zenitu, gdy znika cenny obraz Rubensa należący do męża Belli i wszystkie osoby przebywające w hotelu zostają zamknięte na czas śledztwa. Każda z nich ma swój sekret, którego musi strzec.

„Hotel Portofino” stanowi bez wątpienia niezły mix Downtown Abbey i klimatycznych powieści Agathy Christie, z większym naciskiem na to pierwsze. Dodatkowo znajdziemy tu afery, problemy, dramaty itp…czyli różnego rodzaju zawirowania – jak to w życiu. 

Jednak co by się nie działo, to sceneria w której dzieje się akcja powieści wciąga swoją malowniczością, dodatkowo czas w którym się wszystko dzieje przypada na burzliwe w Europie międzywojnie.  

„Hotel Portofino” – to z pewnością książka wakacyjna, ale nie tylko, jest idealna na zwolnienie tempa i niespieszną lekturę. Umówmy się, nie da się czytać książki o Włoszech niepopadając jednocześnie  w „leniwszy” nastrój. No i na pewno wielu z nas chciałby choć przez chwilę doświadczyć takiego blichtru… póki co, to pozostają nam choć karty powieści.

Wyd. Marginesy.