Oczy Mony – Thomas Schlesser

Thomas Schlesser – jest historykiem sztuki, dyrektorem Fundacji Hartung-Bergman, wykładowcą École Polytechnique i autorem esejów, publikowanych mi.in. w wydawnictwie Gallimard. „Oczy Mony” jego autorstwa stały się międzynarodowym fenomenem – w ponad trzydziestu krajach trwają prace nad tłumaczeniem książki.

okładkowo
W każdą środę po szkole Henry, mądry i ekscentryczny dziadek Mony, zabiera ją do muzeum. I za każdym razem pokazuje i objaśnia nowe dzieło sztuki. To wyścig z okrutną chorobą – dziewczynce grozi utrata wzroku, a lekarze wydają się bezsilni. Mona i Henry zwiedzą Luwr, Orsay i Pompidou. Wspólnie będą się dziwić, wzruszać i stawiać pytania, zachwyceni obrazem lub rzeźbą.
Poznając dzieła i myśli Botticellego, Vermeera, Goi, Courbeta, Claudel, Kahlo czy Basquiata, Mona odkrywa magiczną siłę ukrytą w sztuce. Teraz już wie, czym są talent, wątpliwości, melancholia oraz bunt – cenny skarb, który dziadek pragnie zachować w niej na zawsze.
Uniwersalna i absolutnie urzekająca opowieść o inicjacji w sztukę i w życie poprzez pełną miłości i mądrości rodzinną więź. O tym, co najpiękniejsze i najbardziej ludzkie. A jednocześnie mistrzowska i zrozumiała synteza pięciu wieków historii sztuki.


Zazwyczaj książki pisane przez historyków są bardziej historyczne niż powieściowe i często bardziej bronią się w tej pierwszej warstwie. W „Oczach  Mony” z pewnością tak jest…
Co prawda Thomas Schlesser opowiada z ogromną znajomością i swadą o sztuce, jednak fabularnie jeszcze to i owo można by dopracować…  
Skojarzenia z „Imieniem Zofii” są, a jakże, ale to tylko na plus dla tej książki.
podobnie jak relacja mistrz – uczeń (dziadek – wnuczka), zarówno na poziomie mentorskim, jak i rodzinnym (uczuciowym).
Ja w ogóle jako „człowiek słowa” uwielbiam obrazy opisywane słowem, już od czasów esejów o sztuce pisanych przez Herberta. 

Powieść nie tylko dla miłośników sztuki, ale dla każdego kto jest jej ciekawy (nawet jeśli tak jak ja na niej się p[o prostu nie zna).  

Z ciekawością czekam na kolejna powieść tego autora.

Wyd. Literackie




Nim dojrzeją maliny – Eugenia Kuzniecowa

Eugenia Kuzniecowa to jeden z najważniejszych młodych głosów w literaturze ukraińskiej. Nim dojrzeją maliny jest debiutem prozatorskim, napisanym w niezwykłej poetyce, którą można nazwać „magizmem realistycznym”. Za tę powieść autorka otrzymała wyróżnienie Europejskiej Nagrody Literackiej.

okładkowo
Trzy siostry, jedno miejsce na ziemi. Kojąca opowieść o powrocie do domu.
Mijka właśnie się zaręczyła, ale wciąż kocha innego mężczyznę. Lilka pragnie spędzić na ukraińskiej wsi ostatnie lato przed wyjazdem na drugi koniec świata. Marta niebawem urodzi bliźniaki i nie chce zdradzić, kto jest ojcem. Wszystkie trzy pragną schronić się przed światem. Marzą o tym, by wziąć oddech przed kolejnym skokiem na głęboką wodę życia.
Azyl znajdują w swoim raju z dzieciństwa – u babki Teodory. W jej domu, ukrytym w gąszczu krzewów, wśród śpiewu ptaków i zapachu owocujących drzew, czas na chwilę się zatrzymuje. Kobiety mogą na nowo odkryć siebie i łączące je więzi. Ale życie nie pozwala o sobie zapomnieć i coraz gwałtowniej wdziera się do ich niemal magicznego schronienia. Nie da się przed nim uciec, ale teraz już można stawić mu czoła.
Nim dojrzeją maliny niesie nadzieję wszystkim, którzy marzą o szczęśliwym miejscu na ziemi. To opowieść o tym, że czasem trzeba się zatrzymać, aby odnaleźć w sobie siłę.

Na początku był obraz (okładka) a potem słowo (opis książki) i zachwyciło od razu. „Nim dojrzeją maliny” skojarzyło mi się innymi czytanymi kiedyś tytułami – „Kobiety z Czerwonych Bagien” lub „Gdybym ci tylko powiedziała”.

W tej książce pod pozorem normalnej, zwykłej fabuły, jest jakaś oniryczność, ułuda, magia, wszystko przemieszane z „normalnością” cokolwiek miałaby ona znaczyć. Taki powrót do źródeł, do krainy dzieciństwa sprawdza się nieźle w powieściach, o ile są dobrze napisane.
Tak na szczęście jest. 
Słodycz i gorycz, dziegieć i miód tutaj zawarte sprawiają, że nie sposób nudzić się „malinami”, a tym bardziej odłożyć lekturę, zanim się dokończy.  
Kobiecość, przyjaźń, miłość, oddanie, szalony momentami feminizm, nadzieja, szaleństwo, radość i smutek, życie i śmierć… wszystko ściera się tu ze sobą, okraszone niesamowitym humorem bohaterek.

Jak na debiut wyszło cudnie, czy ja już mówiłam, że kocham takie debiuty, poza tym prozę ukraińska dążę szczególną estymą. Jest klimat, jest moc.




Wyd. Znak