Błyski w mroku – Stacy Willingham

Stacy Willingham – zanim zadebiutowała literacko, pracowała jako copywriter dla różnych agencji marketingowych. Ukończyła dziennikarstwo w Georgii i magisterskie studia z literatury w Savannah. Obecnie mieszka w Charleston wraz z mężem Brittem i psem Mako. „Błyski w mroku” to jej debiutancka powieść, która zachwyciła czytelników i krytyków na całym świecie.

okładkowo
Gdy Chloe Davis miała dwanaście lat, w jej rodzinnym miasteczku na amerykańskim Głębokim Południu zaczęły znikać nastoletnie dziewczęta. Nim parne luizjańskie lato dobiegło końca, ojciec Chloe został zatrzymany w związku z zaginięciami, a cała ich dotąd szczęśliwa rodzina dosłownie rozpadła się na drobne kawałki.
Teraz, 20 lat później, Chloe pracuje jako psychoterapeutka i jest już prawie gotowa uznać, że jej życie wróciło na właściwe tory. Ale wystarczy jeden telefon od dziennikarza, który zadaje niewygodne pytania o przeszłość, aby koszmar ożył na nowo. Zbliża się 20 rocznica zaginięć, a Chloe będzie musiała zweryfikować, co wówczas było prawdą, a co jedynie wytworem dziecięcej wyobraźni. I jakie kształty tak naprawdę kryły się w mroku otaczającym jej rodzinny dom…

Nie ma to jak porządny (mega) klaustrofobiczny, bardzo mroczny i  jeszcze bardziej przytłaczający thriller. Na taki klimat powieści składają się choćby interesująca fabuła oraz momentami pełen przenośni i metafor wewnętrzny język bohaterki. Całość napisana niezwykle płynnie (wszystko dopracowane i przemyślane fabularnie), nie ma tzw. „wydumań”.
Jest za to mocno mocno o rodzinie o winie i karze, ale też o odkupieniu. 
„Błyski w mroku” Stacy Willingham od pierwszych akapitów wciąga w  zaściankową (moją ulubioną) atmosferę amerykańskiego Południa, to z pewnością rasowy thriller.
Jest też bardzo poruszająco, bardzo mocno emocjonalnie, nic tu nie jest czarno-białe. Ta książka nie pozostawia obojętnym. moc refleksji po zakończeniu lektury gwarantowana.

P.S. A ja już sięgam po kolejną książkę autorki.

Wyd. AGORA

Śpiewajcie, z prochów, śpiewajcie – Jesmyn Ward

Jesmyn Ward (ur. 1 kwietnia 1977 r.) jest amerykańską pisarką i profesorem nadzwyczajnym języka angielskiego na uniwersytecie w Tulane. Jest pierwszą kobietą dwukrotnie uhonorowaną National Book Award for Fiction – w 2011 r. za „Salvage the Bones” oraz w 2013 r. za swoją trzecią powieść – Śpiewajcie, z prochów, śpiewajcie. 

okładkowo
Trzynastoletni Jojo na swój sposób próbuje zrozumieć, co znaczy być dobrym człowiekiem. Stopniowo poznaje świat, czerpiąc zarówno z bliskich mu wzorców, rodzinnych opowieści oraz legend. 
Splot wydarzeń zabierze go w podróż do więzienia stanowego Parchman w mrocznym sercu Missisipi, gdzie natrafi na pewnego udręczonego chłopca, który nosi w sobie całe zło amerykańskiego Południa. On również nauczy Jojo czegoś na temat człowieczeństwa, a także dziedzictwa, przemocy i miłości.

Śpiewajcie, z prochów, śpiewajcie już tytułem „wkręca” się w serce, a im bardziej wgryzamy się w lekturę, tym bardziej panoszy się w nim i nie da wyrzucić. Nie od dziś wiadomo, że amerykańskie południe to kolaż przeciwieństw i kolorów, bieli i czerni, dobra i zła, biedy i bogactwa, nadziei i rozpaczy… narkotyków, alkoholu etc. Czytając powieść sama czułam się momentami niemal fizycznie chora, samotna i „na głodzie” wraz z bohaterami powieści, tak przejmujący jest to utwór, którego na dodatek nie da się czytać szybko ze względu na ładunek w nim zawarty. 

Ward  ukazuje nam coś więcej, niż tylko to co znamy, ogniskuje cały swój literacki talent, na najmniejszej jednostce społecznej – na rodzinie, na jej wielkości ale i nędzy, podsuwa nam pod sam nos problem rasizmu, od którego Ameryka próbuje co chwilę się odwracać. Do tego zapomniane zwyczaje, wierzenia i tradycje ludzi południa przebijają się przez nowoczesność. Książka jest bardzo odważna, mocna, mądra. Została napisana dość prostym, niemal surowym językiem. Przez swoja chropowatość wywiera jeszcze większe wrażenie i czytającego nie pozostawia obojętnym – to mocna rzecz. I koniecznie.

 Wyd. Poznańskie